27.01.2013 16:34
Kierować, a jeździć......
Kierować, a jeździć. Niby te słowa oznaczają tą samą czynność, jednak jaka jest między nimi kolosalna różnica widać na co dzień na naszych drogach.
Od paru dni mamy nowy system egzaminowania w naszym pięknym nadwiślańskim kraju i niby wszystko idzie w stronę modernizacji, pula pytań, których nikt nie zna, filmiki sytuacyjne na które trzeba udzielić odpowiedzi w ograniczonym czasie, nowe procedury na placu manewrowym, mające przypominać bardziej te, które mogą zdarzyć się na drodze. Widać, że urzędasy nie próżnowały i zarobiły uczciwie swoje pieniądze, a to że pracowali nad kretyńskimi regulacjami, to już inna sprawa.
Pytanie moje brzmi jednak, czy w związku z tymi zmianami coś się zmieni na drogach? Oprócz tego, że będzie przybywało nowych kierowców w wolniejszym tempie, raczej wszystko zostanie po staremu. Dlaczego? Z jednej podstawowej przyczyny. Nasze szkoły jazdy, czy to samochodowe, czy motocyklowe, nie uczą człowieka jeździć samochodem, tudzież motocyklem, a uczą kierować tymi pojazdami. Różnica jest mniej więcej taka, jak między wspinaczką na Morskie Oko, a na Mount Everest.
Kiedyś słyszałem, że nasze polskie egzaminy są jednymi z najtrudniejszych w całej UE i nie badając czy faktycznie tak jest, jestem w stanie w to uwierzyć. Podobno celem tego jest weryfikacja umiejętności kandydata na prawo jazdy, w celu nie wypuszczenia na ulicę osób nie umiejących jeździć. Efekt jest dokładnie odwrotny. Patrząc na ludzi poruszających się po naszych drogach widać, że brakuje im elementarnej wiedzy, jak chociażby umiejętność płynnego włączania się do ruchu z pasa rozbiegowego. Delikwent taki jedzie pasem, który ma 500-600 m długości do samego końca z prędkością 40 km/h, w nadziei, że któryś z samochodów mijających go z co najmniej podwójną prędkością zahamuje, aby go wpuścić. Tak moi mili, dokładnie w ten sposób wygląda nasza jazda. Nie mogę do końca winić takich kierowców, bo tego uczą w szkołach jazdy, podobnie jak nie uczą np. jazdy swoim (nawet kończącym się) pasem do końca i stosowania tzw. „suwaka” na jego końcu. Nie chcę nawet wspominać o tym, że na kursach motocyklowych, nikt nie słyszał o tym aby wspominać o przeciwskręcie, poprawnej pozycji na motocyklu, bądź innych tego typu rzeczach, bo po co?
Wszystko jest obliczone na umiejętność zdania egzaminu, a potem niech się dzieje wola boża. W ten sposób, mamy panie i panów wlokących się lewym pasem 80 na godzinę drogą ekspresową, bo nikt ich nie poinformował o obowiązku jechania jak najbliżej prawej krawędzi jezdni, albo amatorów objeżdżających całe rondo prawym pasem.
Wszystko ładnie pięknie, tylko dlaczego u nas nigdy nie potrafi się pewnych zmian przeprowadzić kompleksowo? Nowe egzaminy ok, nowe kategorie praw jazdy ok, nowe metody szkolenia brak……
Komentarze : 8
Według mnie jeszcze większym problemem jest to, że brakuje u Nas miejsc gdzie motocykliści mogliby się szkolić w ramach profesjonalnie prowadzonych zajęć, bo po pierwsze, takich kursów jest za mało, a po drugi kosztują bajońskie sumy często
Myślę że obecny system minimalnie wyeliminuje tych "najsłabszych", nic więcej... kilka lat temu robiłem kategorię B i kurs był nastawiony przede wszystkim na naukę zdawania egzaminu a nie sztukę przetrwania na naszych drogach. A kategoria, no minimalnie lepiej bo jeździłem z motocyklistą ale gdybym nie próbował sam poszerzyć mojej wątłej wiedzy i nie zapytał o co chodzi z przeciwskrętem to pewnie bym dalej nie wiedział z czym to się je... w skrócie: OSK są nastawione tylko na jak najszybsze przeszkolenie na odpiernicz jak największej liczby kursantów i skasowanie pieniędzy, przykład: ostatnie ekspresowe kursy przed wejściem nowych przepisów, śmiech na sali i tyle...
Coś zahaczającego o temat niedawno napisałem (taka autoreklama). Swoją drogą, ciekawe, czy ktoś uważa obecny system (lub ten były) za dobry?
Wiadomo nie od dziś, że szkoły jazdy są różne i różniste, a w naszej pięknej zakorkowanej stolicy jest ich bardzo dużo do wyboru. Niemniej jednak, patrząc na cały nasz kraj, tylko w większych ośrodkach miejskich dostępne jest takie bogactwo, mieszkańcy mniejszych miejscowości, często są skazani na jedną, bądź dwie szkoły jazdy, które mają do wyboru. Zresztą wydaje mi się, że nie w tym tkwi problem do końca, bo problemem jest sposób w jaki uczy się jeździć, całkiem nieadekwatny do rzeczywistości i nie bierze się to z tego, że mamy gorsze bądź lepsze szkoły, bo takie są wszędzie, a kryteria egzaminu.
Zrobiłem prawo jazdy na kat. A w wieku 28 lat,więc już jako całkiem świadomy obywatel. Długo szukałem profesjonalnej szkoły, w której mógłbym nauczyć się jeździć, a nie kierować. Już na samym wstępie wykluczyłem wszystkie szkoły z "doklejoną" kat.A do B. Starałem się wybrać szkołę, w której instruktorzy mają na codzień do czynienia z motocyklami. W końcu udało się, znalazłem taką szkołę, miałem trochę łatwiej, bo mieszkam w stolicy, ale przebijałem się za każdym razem ok.1.5h przez korki i zwykle czekał mnie kurs w deszczu(co z perspektywy czasu uważam za b.cenne doświadczenie). Jeżdżę motocyklem regularnie i już nieraz, w różnych sytuacjach na drodze przypomniałem sobie i doceniłem rady mojego instruktora. Czasami przechodzą mnie ciarki jak pomyślę, że mógłbym się o tym nie dowiedzieć na kursie..
Nie do końca się z Tobą zgodzę kolego. Pytanie się samo nasuwa. Czy potencjalny kandydat na kierowcę chce się nauczyć zdania egzaminu czy jeździć ? Kategorię "A" zrobiłem w wieku 34 lat i szukając odpowiedniej szkoły sugerowałem się poziomem wiedzy i praktyki instruktora, a nie terminem przystąpienia do egzaminu. W każdym (tak mi się wydaje) mieście znajdzie się szkoła jazdy ucząca jeździć. Pozdrawiam
Osobiście usłyszałam "ja mam Cię tylko nauczyć zdać egzamin, jeździć nauczysz się na drodze" ;)
Przekazanie jak największej wiedzy i pokazanie ważnych umiejętności kursantowi przez instruktora to jedno, a to czy kursant weźmie je sobie do serca i będzie się do nich stosował w przyszłości (po zdanym egzaminie) to drugie.
Są kursanci, którzy po zdanych egzaminach mają tendencję do zapominania o tym co mówił i wbijał im do głowy instruktor, który na prawdę chce by jeździli jak najlepiej i chce mieć wkład w to, że sytuacja na naszych drogach i kultura jazdy znacznie się poprawi. Oczywiście ośrodki szkolenia jak i sami instruktorzy też są różni, jednemu chce się bardziej, a drugiemu mniej lub wcale.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (1)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (24)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)