11.09.2012 22:23
Asfalt powinien mieć swoją jakość....
Nie wiem czy często przeglądacie statystyki wypadków, jednak mogę Was zapewnić, że w znacznej większości przyczyną wypadku było „niedostosowanie prędkości do panujących warunków”. Cała reszta jest później, włączając w to „zły stan dróg”. Ciekawy jestem tylko czy w tym złym stanie dróg wzięto pod uwagę jakość asfaltu znajdującego się na naszych drogach, nawet tych nowych. Wiem, że u nas człowiek się cieszy kiedy jedzie po równej drodze, jednak zastanówmy się nad tym czy jak jest równo to czy jest też „bezpiecznie”. Nie raz miałem okazję przekonać się na własnej skórze, że nie biały pasy są dla nas motocyklistów przekleństwem, a zakręty z "wyślizganym" asfaltem. Na pewno każdy z Was kojarzy, kiedy asfalt się tak dziwnie błyszczy, mimo że wisła osiągnęła rekordowo niski stan, a na niebie nie ma żadnej chmury? Zastanówmy się nad faktem, że u nas opony motocyklowe, nawet przy przebiegach rzędu 20 tyś km w sezonie starczają na cały rok, a u naszych południowych sąsiadów na połowę krócej. O czymś to świadczy. Nawet nowe wybudowane drogi są pod tym względem kiepskiej jakości, bo po pół roku asfalt jest już tak wytarty, że przypomina równiuteńkie lustro, bez skazy. Ile razy się już człowiek nadział na tym, że pomimo „dobrej” nawierzchni nagle łapie dziwne uślizgi, albo zaczyna hamować i się okazuje, że włącza nam się zaraz abs, albo koło się blokuje. Nie wiem na czym ten fenomen polega, czy chodzi tylko o budowanie dla publiczki, a może o to aby wybudować jak najwięcej dróg gównianej jakości za jak najmniej pieniędzy? Na chłopski rozum, doprowadzi to do tego, co mieliśmy 10 lat temu, że żadna droga nie będzie przejezdna normalnie i że nasze drogi będą poligonem doświadczalnym dla producentów zawieszenia. Wiem, że ten syndrom dotyczy głównie miast, bo jest tam największe natężenie ruchu, jednak pomyśleć co się stanie kiedy ten problem będzie dotyczył również dróg krajowych. Nagle wszyscy zaczną wylatywać z zakrętów, bo asfalt był śliski, a na mokrym nie będzie się jeździło szybciej niż pięćdziesiąt, bo droga hamowania zbliży się do tej, której pociąg potrzebuje. Co z tego, że posiadamy piękne programy jako chociażby „drogi zaufania”, kiedy nie ma podstaw ku temu aby taki program skutecznie realizować. Drogi made In Poland….nie dziękuje...
Komentarze : 7
->Przypadkowy_motocyklista: Konstruktywna krytyka konstruktywnej krytyki: Człowiek tym różni sie od reszty żywioły, że jest w stanie dostosowywać rzeczywistość do własnych oczekiwań. Inna sprawa, być przygotowanym na "mongolskie" drogi, a inna (nie)godzić się na nie. W odpowiedniej liczbie i odpowiednio naciskając, mamy wpływ na to, jak będą wyglądały i z czego będzie się je robić. Kiedyś o tym pisałem.
@taser
Trochę chyba sie podnieciłem i tak jak teraz czytam, to ten mój pierwszy komentarz jest nieco obcesowy. Przepraszam. Mam małą alergię na postawy, w których wszystkim nieszczęściom jest winny cały świat, poza podmiotem lirycznym. Łatwo wtedy stracić z oczu, rozwiązanie problemu, które mamy w ręku.
Konstruktywna krytyka: Zmiana własnych nawyków jest w naszym zasięgu, a na stan asfaltu mamy tyle wpływu co na pogodę. Zamiast psioczyć, że drogi w Polsce są jak w Mongolii, trzeba zaakceptować, że drogi w Polsce są jak w Mongolii i dostosować do tego prędkość.
Przypadkowy motocyklisto, oczywiście masz rację, że istnieje długi łańcuch przyczynowo skutkowy między jadącym motocyklem, a rozmazanym "dawcą". Nie zmienia to jednak faktu, że zamiast likwidować, bądź zmniejszać potencjalne zagrożenie, pojedynczych ogniw, stwarza się nowe o wiele bardziej niebezpieczne. Bo któż spodziewałby się, że na drodze wyremontowanej pół roku wcześniej będą pułapki, opisane jak wyżej. Naturalnie należy mieć oczy szeroko otwarte na każdego rodzaju zagrożenie, jednak zwróćmy uwagę, że nie mieszkamy w trzecim świecie, tylko w cywilizowanym państwie, które podobno pretenduje do miana zachodniej cywilizacji. Więc zamiast narzekać, że narzekam, wysil się trochę i wprowadź trochę konstruktywnej krytyki, bo to że wylecimy z obiegu, jadąc na dupnej drodze każdy z nas wie, a przynajmniej mam taką nadzieje.
Problem z asfaltami znam z relacji kumpla, który swego czasu pracował w pewnej firmie drogowej. Zapytałem go kiedyś - stary jak to jest, że kładziecie asfalt, a on po jakimś czasie albo się łuszczy, odpryskuje, albo wypływa z niego kałuża smoły i staje się gładki tak, że można na nim wpaść w poślizg? Przecież są odcinki dróg w naszym mieście, które mają po kilkanaście lat, a nic im nie jest, wręcz nieprawdopodobne, że tak długo są w tak dobrym stanie...
- Kasa - odpowiedział. Jeśli chcemy mieć robotę, musimy wygrywać przetargi w mieście, jeśli mamy je wygrywać - musimy jechać prawie po bandzie. Nie da się wygrać przetargu, gdybyś chciał połatać dziury, czy wykonać jakiś odcinek wysokiej jakości mieszanką asfaltową - bo nikt ci tyle za to nie zapłaci. Dlatego lejemy na drogi syf a nie asfalt, który nadaje się co najwyżej, na jakieś osiedlowe alejki, czy żeby komuś zrobić z niego wyjazd z posesji. To tanizna, która nie jest odporna na wahania temperatur, wysokie obciążenia, która tak czy inaczej rozleci się po pół roku, albo samochody wywiozą ja na oponach...
No i o czym tu dyskutować. Nawet jeśli drogowcy mieliby szczere chęci budować dla nas dobrej jakości drogi, to nie mogą, bo taki czy inny koleś pod krawatem ma to w dupie, chce byle było zrobione tanio i na tyle, żeby ludzie się go nie czepiali. A że nierówno, a że wyślizgane - kogo to? Macie połatane więc mordy w kubeł!
Nie tylko asfalt... W naszym kraju bardzo wiele rzeczy powinno, a nie jest...
@przypadkowy_motocyklista
Trudno się nie zgodzić. Nie od dziś wiemy jak wyglądają u nas drogi, a jeździmy jakbyśmy nie wiedzieli.
Uparte ignorowanie rzeczywistości może skutkować tym, że rzeczywistość się uprze żeby nam udowodnić, że sama też bywa uparta.
Przyczyna wypadku rzadko kiedy jest jedna. Pomiędzy niezaklóconą podróżą po drodze publicznej a rozplaskanym na ścianie dawcy stoiz zwykle cały łańcuch okoliczności, które od rozplaskania mogły uchronić. Na przykład rów melioracyjny zapchany jest sianem, co je Kowalski zrzucił po pijaku w piątek. No i była burza w sobotę. I woda wezbrała i sie rozlała na jezdn. I naniosła piachu. I taki jeden w cinquecento jechał wolno i słuchał radia. A taki jeden na VMaxie się spieszył i tego w cinquecento wyprzedzał. No ale ten w cinquecento sie zasluchał nowej poiosenki Dody i troche zajechał i trochę tego na Vmaxie przycisnął. No i ten na Vmaxie ledwo wyrobił, ale było ok, dopóki nie wjechal na ten piasek. No i wpadł w poślizg i sie rozplaskał się na oborze, co ją Maliniak postawił przy zakręcie dwa lata temu.
Nie było by obory, wszystko by grało. Nie byłoby Dody też by wszyscy byli żywi. Jakby sie Kowalski nie urżnął, to by piachu nie naniosło. Itd.
Oczekiwanie, że świat jest stworzony, po to, żeby motocykliści mogli sobie beztrosko zapierdalać jest dość naiwne. Absolutnie nikt, żadna władza, żadne organizacje, żaden Wielki Brat nie ma obowiązku upewniać się, że jest nam ciepło i fajnie i że przyczepność rozdaje nam orgazmy na każdym zakręcie. Tak więc narzekanie na to jak to wszyscy są winni, poza nami, jest jałowe, bo wszyscy (Kowalski, burza, ściana od obory, piasek na zakręcie i Doda), mają nas centralnie w dupie i jedyną rzeczą na jaką mamy realnie wpływ jest nasza własna, osobista prędkość.
Więc może bardziej produktywne jest dostosowanie jej do realnych (a nie bajkowo wyśnionych) warunków jazdy.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (1)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (24)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)